toku74 pisze:.....
Marek, to do Ciebie.
Swoją przygodę ze spawaniem zacząłęm w szkole. Wirówki i wytwornice acetylenu mieliśmy. Gazami- bajka, ale czasochłonne, wirówki to raczej tory spawać. A, że spodobało mi się spawanie /metal połączony solidnie, bez czekania, aż klej złapie/ kupiłem sobie spawarkę trafo. Najpierw Einhel. Następnego dnia oddałem, bo do dupy był- smarkał, a nie spawał. Kosztował chyba 150.000. Łaziłem i porzez okno w jakimś sklepie zobaczyłem mniejszą. Cespa 125 się nazywała. Jak wszedłem do sklepu i ją podnieść chaciałem /podszedłem jak do Einhela/ to myślałem, że rękę mi urwie- 38 kg. Tatę do sklepu zaprosiłem, pokazałem i mówię chcę ją. Tata na to : kupuj. Ja kasę na stół 300.000 i mówię : dołóż resztę- 150.000. Co się ze mnie naśmiał to jego, ale dołożył. Z 10 lat nię spawałem. Było super, ale tak mi się tylko zdawało. Nadeszły "lepsze" czasy i wsklepach pokazały się migomaty. WS tym czasie "produkowałem "gumówkę". Prawie całą zrobiłem, a została dolna półka. W tym czasie kupiłem Besterkę 115 migomat. Zacząłem spawać blachę 1 do profila 4. Jak zacząłem, to mi się coś w bani poprzestawiało /tak się łatwo spawało, że myślałem, że ona sama spawa/ jechałe ciągłym, że nawet nie zauważyłem, że pół centymetrową szparę zalewam, bo mi się blacha odsunęła. Dzisiaj mam jeszcze inną /ale to na inną historię/. Chcę tylko powiedzieć, że jak poczujesz migomat, to nie wrócisz do elektrody za chu.a.
Moi teściowe dostali w prezencie slubnym spawarkę transformatorową

Oczywiscie nie żadna fabryka tylko domorosła konstrukcja jednego z kolegów Teścia. Na początku lat 60tych a nawet później spawarka we wsi nie była czymś często spotykanym, więc kazdego dnia ktoś tam z czymś przychodził do spawnia. Nawet kiedy ja się ożeniłem to chcąc nie chcąc musiałem pospawać czy to pęknięte brony czy urwaną motykę - sąsiedzi znali dobrze drogę
Później czasy sie zmieniły i okoliczne pola zarosły łopianami. A sąsiedzi zmienili motyki i brony na wózki z grilem i kosiarki z koszem... Od wielkiego dzwona wyciągałem spawarkę żeby coś chewtnąć.
I kiedy za sugestią Kynka żeby starą oddać na złom , dołożyć i kupić inwektorówkę - pojawiła sie ta żółta walizeczka - okazało sie że po prostu nie umiem spawać. Pierwsza moja robota to tzw. waga do bron. Mierzyłem, ciąłem, spawałem całe popołudnie. Kiedy pod wieczór było gotowe - po prostu śmiałem sie z siebie jak głupi

Było dokładnie widać, które spawy były robione w południe, które po obiedzie a które pod wieczór

Po prostu z każdym spawem nabierałem doświdczenia. Dzisiaj ciągle sie uczę mam 3 średnice elektrod i dwa - trzy położenia regulatora prądu, do tego dochodzi sposób prowadzenia elektrody... i daleko mi jeszcze do bycia zadowolonym ze spawu, czasem uda mi śie położyć ładny ale z marną powtarzalnoscią.
W każdym razie ćwiczę i staram sie myśleć co robię nie tak
W tym roku pouczę sie na tej, w miedzy czasie spróbuję gdzieś dorwać sie do miga - i zobaczę czy dam radę, może rzeczywiscie warto bedzie kupić coś takiego ?
